Uff... wylądowaliśmy, choć nie było to lądowanie a la "wrona". a do tego dodajmy kogoś, kto panicznie boi się latać i zarzewie paniki murowane. pierwsze wrażenie - jakby tu eufemistycznie powiedzieć - nie najlepsze. Organizacja punktu transferowego legła w gruzach gdy zszedł się tłum z góra 2 samolotów. Jeden z kontrolerów rozpaczliwie szukał pasażerów do będzina. czy nikt mu nie powiedział, że w będzinie nie ma nawet lotniska? ;-) potem już mniejszymi grupkami przemieściliśmy się do pomieszczenia , gdzie nastąpiła kontrola bezpieczeństwa. pomieszczenie góra 20 mkw (i jaka cena z metra) wypełnione stęchłym potem. Rzygać lub umierać. A najlepiej wydostać się stamtąd jak najszybciej. Ale po wyjściu... opis lotniska przeczytany naprędce na wikipedii zupełnie nie pasował do tego, gdzie my byliśmy. Czysto, przestronnie, nowocześnie... dużo miejsca do odpoczynku, co będzie miało znaczenie w podróży powrotnej i czekaniu ok 13 h. łatwa, wręcz intuicyjna komunikacja. Okoliczności przyrody oraz perspektywa czekania 3 godzin natchnęły nas myślą, by zainaugurować sezon alkoholowy, co niniejszym czynimy racząc się whiskey... Panowie, jak to na męską część świata przystało, podziwiają inne, bardziej lokalne uroki :-) ale, żeby móc zachęcić do czegoś więcej, ich roczny dochód powinien zwiększyć się przynajmniej o jedno 0 :-)