Teraz już na spokojnie w pokoju hotelowym w Hanoi. ale zanim znaleźliśmy się tutaj ... wylecieliśmy z Moskwy z opóźnieniem, albowiem boeing, którym mieliśmy lecieć się zepsuł. zasadniczo nie mieliśmy więc nic przeciwko opóźnieniu z takiego powodu. Co więcej, jakby lot opóźnił się ponad 4 godziny, przytulilibyśmy jeszcze kasę z ubezpieczenia. bagatela 1200 Euro ;-) w zastępstwie wsadzono nas do airbusa. teoria pojazdów na F, w tym francuskich, dotyczy również samolotów. Miejsca na nogi wcale. Przestrzenie pomiędzy rzędami siedzeń nie przewidują pasażerów o wzroście Łukasza. Ba, mnie samej było ciasno, bo akurat pod moim siedzeniem była skrzynka... czarna... z koloru ;-) Zmiana samolotu skutkowała także rozsadzeniem nas i Marianów. Prosiliśmy wprawdzie sąsiednią parę o zamianę, ale francuska "życzliwość" była jak komfort lotu we francuskim samolocie. I pomijamy również fakt usadzenia zaraz przy kiblach ... naprawdę można się zdziwić jak często ludzie korzystają w nocy z toalety. Zaskoczyła nas natomiast na plus możliwość oglądania z zewnętrznej kamery zarówno startu jak i lądowania. Wyglądało to prawie jak na symulatorze lotów. Sam lot minął baaardzzooo sssspoookkkojjnniiieee... :-) Mimo spóźnienia wylądowaliśmy o czasie. Lotnisko z kategorii tych z poprzedniej epoki, ale dało radę. Nawet kontrola paszportowa przebiegła w miarę sprawnie. Po wyjściu do hali przylotów, próbowaliśmy znaleźć lot do Sajgonu, ale rozczarowani cenami i perspektywą czekania na lot do 18 wieczorem zdecydowaliśmy się na zwiedzanie Wietnamu od góry...