Geoblog.pl    fibaki    Podróże    Wietnam 2011    Hanoi na jet lagu
Zwiń mapę
2011
06
lis

Hanoi na jet lagu

 
Wietnam
Wietnam, Hanoi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7898 km
 
Zmiana planów oznaczała konieczność dojazdu do Hanoi. Taksówką za wynegocjowane 17 dolców zostaliśmy podwiezieni pod same drzwi rozreklamowanej agencji sinh cafe. Tu po kolejnych negocjacjach zabukowalismy sobie 2 wycieczki (Ha Long i Sapa). Jedyne 2, których organizację opłaca się zlecić agencji. Ponieważ negocjacje objęły również pokój hotelowy, chwile potem byliśmy już na górze, nieco się ogarniając. Gdyby nie głód, zapewne zdecyowalibyśmy się na odpoczynek, albowiem 7 godzinne przesunięcie w czasie zaczęło dawać nam się we znaki. Wyszliśmy więc na miasto... Głośno i kolorowo. To jedyne określenia, które można uznać za pozytywne. Poza tym to, co się dzieje na ulicach, to dla białego człowieka, zmanierowanego obowiązującymi przepisami ruchu drogowego i ogólnie przyjętymi zasadami współżycia na drodze, istne szaleństwo. Ilość skuterów to niczym zmotoryzowana armia Vietkongu. Do tego samochody niepozornie przedzierające się między skuterami, riksze z siedziskiem przewidzianym na 1,5 Europejczyka lub 2 Azjatów - znów nie brano pod uwage słusznych rozmiarów w barach mojego męża. I na końcu pozostali uczestnicy ruchu, do których zaliczają sie także turyści. I ktokolwiek ma klakson, trąbi. Jednak w tym szaleństwie jest metoda. Płynność jazdy przy tak wielu obostrzeniach budzi podziw. Kiedy już przestaliśmy odbierać otępiałymi ze zmęczenia zmysłami każdy dźwięk, zaczęliśmy rozglądać się za jedzeniem, które w tym konkretnym momencie było celem. I tu kolejne zdziwienie. To nie Bangkok, gdzie restauracje na każdym kroku. Co więcej, ilość podróżujących do Azji jest wciąż na tyle mała w porównaniu do odwiedzanej w ub roku Tajlandii, że ginie w tłumie Wietnamczyków przyglądających się nam co najwyżej z zainteresowaniem - nie widać w Hanoi tej życzliwości wobec turystów. Spotkanie kogoś zatem mówiącego swobodniej po angielsku, kto by nam doradził gdzie można zjeść coś porządnego, zajęło trochę czasu. Ostatecznie jednak wylądowaliśmy przy jeziorze i krańcówce autobusowej, w pobliżu której były 2 restauracje i ... bankomat Citi :-) Zamówilismy 4 piwa i w moim przypadku nieśmiertelny ryż z kurczakiem (odsłona 1 - słodka papryka i paski z marchewki). Długi spacer zatłoczonymi ulicacmi, na których sprzedawane jest mydło i kadzidło (to azjatycka wersja znanego powiedzenia), a wzdłuż których płynie otwarcie ... kanalizacja, naprawdę nas zmęczyła. W połowie piwa zaczęlismy odpływac. Po szybkim obiedzie bez rewelacji, skorzystalismy z powszechengo dla turystów środka lokomocji, czyli rikszy, i dotarliśmy do hotelu. Sekundę dosłownie później byliśmy w objęciach Morfeusza. Wieczór upłynął na spokojnym przestawianiu układu pokarmowego na nową florę, w skutkach czego najlepiej pomaga ukochana whiskey. Gdynie nie moja obecność, Łukasz śpiewałby "whiskey moja żono..."

Jutro rano o 8 wyruszamy nad Zatokę Ha Long... Nareszcie chwila odpoczynku.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
fibaki
Fibaki
Malgosia i Lukasz
zwiedzili 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 288 wpisów288 292 komentarze292 2924 zdjęcia2924 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
 
25.02.2018 - 05.03.2018