O 6 rano wylecieliśmy. Musiałam być nieźle zmęczona, gdyż zasnęłam jeszcze przed startem oszczędzając sobie tym samym niepotrzebnego stresu związanego z tym manewrem.
Lot był płynny i w zdecydowanej większości nieświadomy. Po wylądowaniu w Kijowie musieliśmy z Łukaszem raz jeszcze przejść odprawę przez manualny system odprawy pasażerów. Marianom udało się już w Bangkoku dostać karty pokładowe. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy dlaczego.
Rozsiedliśmy się w hali głównej w oczekiwaniu na lot o 14, zrobiliśmy drobne zakupy alkoholowe. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że Marian z Monią lecą godzinę wcześniej, o czym zresztą dowiedzieliśmy się przez przypadek …
Może i wylecieli wcześniej, ale przylecieli do Warszawy minimalnie wcześniej. My za to mieliśmy akcję z samym Sapkowskim, który będąc pod wpływem dużej ilości alkoholu, zajął niewłaściwe miejsce, przez co rozdzielił parę. A że był znany, skończyło się niestety tak, że to para siedziała osobno … o 15 byliśmy w domu kończąc tym samym ten etap podróży.