Ostatni dzien naszej krótkiej wizyty na Sycyli. spakowani schodzimy o 9 na sniadanie do rodziców. Planujemy te ostatnie kilka godzin. Wychodzimy z Łukaszem by oddać auto, i ku naszemu zdziwieniu tego auta nie ma w miejscu, w którym je wczoraj zostawiliśmy. Pierwsza myśl - ukradli. Luz - mamy ubezpieczenie. Druga mysl - zadzwońmy do Aliny. Ta oznajmia nam ze stoickim spokojem, ze prawdopodobnie auto zostało odholowane, albowiem w tym rejonie co tydzień w poniedziałki są czyszczone ulice. Ta wiadomość nie napawa nas optymizmem, bo to oznacza czas i koszty. Alina po nas przyjechała, zawiozła do swojego biura, skąd z pracownikiem wypożyczalni pojechaliśmy na parking. Opłata za holowanie 36,6 euro. Mandat 28,70 euro jeśli zapłacony w ciagu 5 dni od daty wystawienia. I tak 70 euro prawie poszło... O 10.45 załatwiliśmy sprawę auta, dając upust niezadowoleniu, ze właściciele mieszkania, będący jednocześnie właścicielami wypożyczalni, zapomnieli wspomnieć o takim drobiazgu. Niestety pozostawia to pewien niesmak i wzbudza wątpliwość czy aby przypadkiem nie jest to fortunny układ dla ... miasta :-( np nic, stało się. Idziemy dalej. Wychodzimy na spacer wzdłuż nabrzeża, tata kupuje wycieczkę na wyspy egadzkie na dzień kolejny, konsumujemy pyszne lody i cieszymy się słońcem, które tego dnia postanowiło zrekompensować swoją obecnością słaby poranek. Spacerujemy wzdłuż zabytkowej czesci miasta Trapani, co i raz natykajac się na żółte holowniki. Nic, tylko mieć ten biznes w mieście, bo gapowatych turystów pewnie jest więcej. Kupujemy pamiątki, zachwycamy się aura i przejrzystością morza. Co prawda nabrzeże nie należy do najczystszych i najładniej pachnących, skoro ucztują na nim szczury, ale i tak stanowi ładny widok, a w photoshopie można poprawić wszystko. Znajdujemy miejskie kąpielisko, z placem zbaw dla dzieci, i Marcysia już nie ma. Nauczony doświadczeniami dnia poprzedniego, grzecznie pyta czy może się pobawić i szybciutko niknie zafascynowany huśtawkami, zamkami i zjeżdżalniami. Do tego jeszcze babcia obiecała mu wycieczkę tutaj w środę, a jeśli pogoda pozwoli, to nawet zabiorą kąpielówki :-) zaczyna się siesta, i nasze kąpielisko zamykają. Zbieramy się wiec do domu na ostateczne pakowanie, bo o 15 wyjeżdżamy na lotnisko. Małe piwko, croissant i łyk nikotynowej oranżady w wykonaniu Marcela. Jeszcze kilka takich akcji jak wczoraj i dziś, i biedne dziecko nie będzie chciało jeździć z dziadkami na wakacje :-) tak wiec kończy się nasza krótka przygoda z Sycylia. Intensywność podróży na szóstkę, pogoda nas zawiodła. Ludzie uprzejmi, ale pewnie swoje walki kręcą. Wyjeżdżamy z takim słodko - gorzkim uczuciem. Miło było spędzić kilka chwili wspólnie, co jest najwieksza wartością dodana wyjazdu dla mnie, ale tych kilka niedociągnięć, mniej lub bardziej przewidywalnych, sprawia, ze nieprędko tu wrócę.