... kiedyś się kończy!
Śniadanie, pakowanie i ewakuacja z hotelu około południa. Zawitaliśmy do centrum, gdzie pokręciliśmy się jeszcze po uliczkach, kibicowaliśmy Iron-Menom finiszującym po maratonie, i zgubiliśmy się w pobliskiej karczmie na obiad. Około 3 opuściliśmy uzdrowisko i odjechaliśmy za całym sznurkiem samochodów w kierunku Warszawy.
Wypad bardzo nam się podobał. Było aktywnie i zabawnie, smacznie i różnorodnie. Nawet postanowiliśmy uczynić z tego festiwalu taką naszą tylko tradycję, ale jak ze wszystkim, czas pokaże :)