Ostatni dzień naszego krótkiego pobytu w Izraelu poświęcamy dzisiaj na biznes i relaks. Część biznesowa to zapoznanie się z rynkiem biurowym Tel Avivu oraz prezentacji planów rozwojowych naszego gospodarza. Panorama Tel Avivu z 44 piętra robi wrażenie.
Zjadamy wy-bor-ny lunch i wracamy do hotelu. Teraz już nie ma się co ograniczać. Idziemy z Izą i Karoliną do sklepu, by nabyć jakiś napój do wódki, którą zamierzałyśmy się raczyć na basenie 33 piętra naszego hotelu Isrotel, zlokalizowanego 100 m od morza. W rożnym czasie dołączają do nas koledzy, Michał, Krzysiek i Michael, a kiedy kończą się zapasy alkoholowe, nabywamy drogą kupna kolejne butelki i miło spędzamy czas w basenie do 5.30, kiedy to ratownik o polsko brzmiącym imieniu Ryszard wyprasza nas stamtąd. Bynajmniej nie ze względu na stan upojenia alkoholowego, ale po prostu o 5.30 hotel zamyka basen.. No cóż, czas przenieść się nad morze... Kąpiemy się w blasku zachodzącego słońca, co poniektórzy decydują się nawet na wyprawę na skały, wracając ledwo żywi i pokaleczeni. Cóż za brak odpowiedzialności! Po plaży, Mike i ja decydujemy się jeszcze na krótki bieg promenadą wzdłuż morza, co by można powiedzieć, że biegało się w Tel Avivie. Te 3 km (w moim przypadku) po alkoholu, przywracają mnie do życia. Prysznic i jestem gotowa na kolację. Szkoda tylko, że pomyliły się godziny i teraz wszyscy czekali na mnie ... nie lubię być w takim centrum uwagi, i choć dałabym sobie głowę uciąć, że mowa była o 8.30 a nie o 8.15, to 24 osoby nie mogły się pomylić. Kolacja pyszna i spędzona w miłym towarzystwie kończy się powrotem do hotelu około północy, krótkim relaksem, pakowaniem i znów krótkim snem.
o 3.15 wyjeżdżamy na lotnisko. Cudem na autokar załapał się Michał, który zwyczajnie zaspał ... o 6 startujemy. Jestem tak zmęczona, że zasypiam zanim samolot odrywa się od ziemi ... o 9 docieramy do Warszawy, kończąc krótką i niezwykle interesującą towarzysko i kulturalnie podróż po Izraelu. Thank you Adgar !!!