Zaczęliśmy dziś ostatni dzień pobytu w Szkocji. Transferowy, ale nie do końca stracony. Zjedliśmy bardzo dobre śniadanie w hotelu, po czym opuściliśmy przystań Quay, by udać się do centrum miasta.
Tam zwiedziliśmy chyba najbardziej rozpoznawalny zabytek Glasgow, a mianowicie jego średniowieczną katedrę. Katedra składa się z 5 głównych części rozmieszczonych na różnych poziomach: Nawy, Wyższej i Niższej Sali Kapitualnej, Lower Church oraz nawy bocznej Balcader Aisle.
Pod głównym poziomem tego pięknego neogotyckiego kościoła znajduje się Lower Church, który kryje grobowiec Św. Kentigerna, znanego jako Mungo. Mungo jest do dziś postacią poważaną przez szkocki kościół. Żył na przełomie VI i VII wieku i był najprawdopodobniej założycielem tej części kościoła, w której jest jego grobowiec. Ten jest już jednak tylko symboliczny, albowiem kości biskupa zostały przeniesione do grobu w kościele głównym.
Nawa główna jest oddzielona od części chóralnej kamienna strukturą wzniesioną ok. XV wieku, która jest jedyną struktura tego rodzaju pozostałą w kościele o charakterze świeckim z czasów przed Reformacją w Szkocji.
Dalej poszliśmy Queen’s Street, albowiem chcieliśmy dotrzeć do budynków Parlamentu zlokalizowanych na George Square. Przeszliśmy plac wzdłuż i wszerz, pospacerowaliśmy Buchannon’s Street, typowo handlowo-turystycznej ulicy, gdzie można zakupić ostatnie pamiątki i ruszyliśmy w drogę powrotną do auta.
Teraz azymut na lotnisko, gdzie bezproblemowo zdajemy wypożyczony samochód. Nasz Nissan Quashqai, którym zrobiliśmy ok. 3,000 km sprawdził się bez zarzutu. Nie wszędzie wjechał bez problemu z tym małym silniczkiem i nie raz brakowało mocy na jedynce, ale suma sumarum dał radę. Przy tej okazji nie mogę zapomnieć o kierowcy, który dzielnie woził nasze cztery litery od północy, przez wschód i centrum. Przyzwyczajenie się do prowadzenia auta po lewej stronie naturalnie zajmuje trochę czasu i skłamałabym gdybym napisała, że nie było żadnej sytuacji na drodze, ale od dnia drugiego Łukasz naprawdę prowadził bez zarzutu. Pod koniec miałam wrażenie, że urodził się po tej stronie drogi :)
Na lotnisku, w oczekiwaniu na otwarcie bramki bagażowej, spożywamy jeszcze lunch. Ten nas bardzo pozytywnie zaskakuje. Bo kto by pomyślał, że ziemniak z chili con carne znajdzie się na trzecim miejscu TOP3 posiłków w Szkocji? :) Oczywiście, nie może zabraknąć Tenent’s i Irn Brew :)
Pobyt na lotnisku sprawia nam również miła niespodziankę. O tej samej godzinie wylatuje też gdzieś drużyna Celtic Glasgow. Spotkanie ich było dopełnieniem naszej wczorajszej wizyty na stadionie. A autograf jaki złożył na czapeczce Rafałka Kristoffer Ajer oraz zdjęcie z nim, wprawiło Młodego w nie lada ekscytację… Szkoda tylko, że nie udało nam się namierzyć Craiga Gordona, również głównego bramkarza szkockiej reprezentacji, który zastąpił uwielbianego Artura Boruca.
I tak oto kończą się nasze wakacje w Szkocji. Koniec zawsze rodzi pytania o to, co było najfajniejsze. Bezapelacyjnie wygrywa trekking na Wyspie Skye na półwyspie Trotternish. Kolejno u Rafałka są: zamek Eilean Donan w Dornie (zresztą klasyfikowany jako najpiękniejszy zamek w Szkocji) oraz Kelpies czyli stalowe głowy koni w Falkirk. 2 i 3 miejsca dla Łukasza to Dunnottar zamek w Stonehaven oraz statek Discovery w Dundee. Moje Top 3 różni się od mężowego jedynie miejscem trzecim, na którym dałabym kaplicę Rosslyn w Rosylin. Najlepsze fish & chips podano nam w Stonehaven, najgorsze w Anstruther w teoretycznie najlepszej rybnej knajpie w Szkocji. Odkryciem dla Rafałka jest Irn Brew, dla Łukasza cała północna Szkocja, a dla mnie wszechobecna zieleń krajobrazów, która - jak słusznie zauważyła Monia - mega mnie wyciszyła. Podejrzewam, że wyłączony telefon służbowy bardzo pomógł :)
Budżetowo ruina :) Samochód wraz z paliwem to wydatek rzędu ok. 1,000 funtów. Hotele (a tutaj zaoszczędziliśmy troche na pobycie w Alloa u Taty) wraz z wyżywieniem to kolejne 2,500 funtów. Na atrakcje, na które nie żałowaliśmy poszło 500 funtów, oraz drugie tyle na pamiątki oraz inne głupotki Rafałka oraz mojego męża … ;-)
Jedynym słowem, wracamy spłukani, fizycznie zmęczeni, ale zdrowi i szczęśliwi bo z poczuciem, że zwiedziliśmy kawał Szkocji (w tym 17 zamków, co daje średnią 1 na dzień), która plasuje się zdecydowanie w TOP3 najpiękniejszych krajów, jakie do tej pory zwiedziłam. Wszyscy jak jeden mąż, deklarujemy, że chętnie tu wrócimy, co nie jest przecież taki oczywiste w naszym wypadku, a może nawet zamieszkamy … :)