Poniedziałek 28 sierpnia 2017
Moja przygoda z Grenlandią zaczyna się przed 19, kiedy grupa pod wodzą Marcina Dobasa zbiera się na lotnisku. Z Warszawy odlatuje nas ośmioro, każdy z różnymi oczekiwaniami względem tej foto wyprawy.
Nie od razu jednak Rzym zbudowano. Jako że Grenlandia nie jest najpopularniejszą turystyczną destynacją z Warszawy, lecimy przez Kopenhagę.
Na miejsce docieramy ok 22. Bagaże, pociąg, hotel, i ta do następnego dnia.
Zanim jednak się to stało, zakupiona na strefie cytrynówka pomogła mi przełamać pierwsze lody. I tak o to zaprzyjaźniam się z Krystyna. Niech nikogo nie zmyli rocznik 1951 - wszak niektórzy twierdzą że to dobry rocznik :) Krystyna jest księgową z własną firmą, świat zwiedza od 20 każdego miesiąca, kiedy zostaną wysłane deklaracje podatkowe, a z podróży przywozi zdjęcia, które wygrywają kolejne konkursy. Do tego jest zapaloną kibicka siatkarską, która jeździ za drużyna. Naturalnie zyskuje w moich oczach. Pół litra później jednak kładziemy się spać, licząc na brak bólu głowy rano :)