W teorii miałyśmy z Krysią wstać o 4, by spakować się i zejść na zbiórkę o 4.40. W praktyce o 5 budzi nas Bożena i Benek, przekazując mrożącą krew w żyłach informację, że jesteśmy spóźnieni. Mózg zareagował błyskawicznie, w związku z czym na dole byłyśmy jakieś 3 minuty później. Docieramy na lotnisko wystarczająco wcześnie, by się odprawić i nadać bagaż.
Przelotem z Kopenhagi do Warszawy kończymy naszą fotograficzną wyprawę na Grenlandię z Dobasem. Fajny czas, fajna ekipa, zdecydowanie chcę to powtórzyć ten format wycieczki.
Grenlandia to osobliwy ale niesamowity kraj. Lokalna ludność, Innuici, są niezwykle uśmiechnięci, życzliwi i prowadzą bardzo prosty tryb życia oparty na połowie ryb, fok czy wielorybów. Nie ma wielu sklepów czy rozrywek, ale to nie znaczy, że młodzież nie spotyka się na imprezach i nie żyje tymi samymi pragnieniami co ta w Europie i na świecie.
Kraj jest mega drogi. Zaryzykuje twierdzenie, że najdroższy, w jakim byłam do tej pory. Litrowy Ballantine to wydatek rzędu 230 złotych, a na zakupy na obiad wydawaliśmy dziennie ok 250 złotych. To jednak nikogo nie wystrasza, albowiem do kraju ciągnie coraz więcej turystów z całego świata. Problemem może być dostęp. Regularne loty latają jedynie z Danii, a wakacyjnie uruchamiana jest linia z Reykjaviku.
W miasteczkach uderzył mnie wszechobecny chaos i bałagan. Trochę na zasadzie, gdzie położę tam zostanie. I o ile w miesiącach zimowych to nie przeszkadza, bo biały śnieg spowija całą ziemię, o tyle teraz wyglądało to niechlujnie. Ale może to przeszkadza tylko mojemu poczuciu estetyki...?
Zasięg telefoniczny ograniczony do głównych punktów w miastach, incydentalnie był poza nimi, a internet tylko w restauracjach, i to również o słabej przepustowości.
Temperatury są zdecydowanie niższe od tych na Islandii, w związku z czym czasami niekiedy brakowało mi dodatkowej warstwy czy dwóch. Moja 'cebulka' zapewne przejdzie do historii tego wyjazdu :)
Wracam szczęśliwa i zachwycona. Format wypraw mi bardzo odpowiada i czuję, że dostałam ponowny powiew fotograficznego wiatru w żagle. Myślę, że zrobiłam progres, co więcej, czuje potrzebę rzucenia się całą sobą w tę pasję.