Dzień zaczęliśmy wcześniej, mimo iż wieczór spędziliśmy podobnie, tj. przy owocach morza (ja przy kurczaku) i 0,4 schłodzonej hanoi vodka :-) niesamowite jak biali zwabiają do baru białych... Rano, po słabym śniadaniu będącym efektem obudzenia właścicieli knajpy, wypożyczyliśmy motory, by zwi dzić 3 święte wieże Po-sha-nu. Są to najstarsze zachowane świątynie Czampów, odwiecznego wroga Wietnamu, będącego jednocześnie pomostem kulturowym między Wietami i Czerwonymi Khmerami. Upadli ze względu na położenie między Południem a Północą dzisiejszego Wietnamu oraz pokojowe nastawienie do życia przejawiające się głównie z umiłowaniu kultury, przyrody, mniej sztuk walki i znawstwa oręża wojennego. Obok resztek budowli jest również propagandowy pomnik komunizmu wietnamskiego symbolizujący jedność cywilno-wojskową. Następnie wróciliśmy do hotelu na szybki browarek i kąpiel w basenie, by koło południa zwinąć manatki, zjeść szybki lunch i wyruszyć w dalszą podróż do Nga Trang i dalej do Hoi-An, gdzie dotrzemy dopiero ok 6.30 dnia następnego. Jednego się nauczyliśmy jeżdżąc motorami - o ile w Polsce stosuje się zasadę ograniczonego zaufania do innych kierowców, o tyle tutaj należy stosować zasadę zerowego zaufania. Wietnamczycy wychodzą z założenia, że skoro mnie widzisz, to się martw. I niekoniecznie im większy tym ma pierwszeństwo. Jednym słowem - trzeba mieć tu jaja, by jeździć, choć w kurortach na pewno łatwiej. A skoro mowa o kurortach, to nieruchomości hotelowe mają się tu całkiem dobrze. I nie mówię o nieruchomościach dobrych na standard wietnamski, ale na całkiem wypasiony standard europejski. Naprawdę wow ...