Geoblog.pl    fibaki    Podróże    Wietnam 2011    Transfer Mui Ne - Hoi An - dzień 1
Zwiń mapę
2011
23
lis

Transfer Mui Ne - Hoi An - dzień 1

 
Wietnam
Wietnam, Hội An
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11266 km
 
O 13.30 wsiedliśmy do autobusu wychodząc z niego o 6 rano w Hoi An, z przesiadką w Nha Trang. Mieliśmy wątpliwości, czy kierowca dojedzie w 60 minut odległość 60 km, bo przy tych prędkościach nie było to takie oczywiste. Do Nha Trang dojechał 2 minuty (sic!) po czasie. Mieliśmy 30 minut do przesiadki do Hoi An, więc puściliśmy Mariana by zorganizował coś do jedzenia i picia, bo na kolację nie mieliśmy szans. W związku z tym po 20 minutach powstał stres czy Marian zdąży na czas odjazdu. Zdążył. Uff. Tym razem mieliśmy jechać nocnym autobusem. Nocnym nie dlatego, że jeździł nocą, ale dlatego, że miał leżanki zamiast siedzeń. Miejscówki nie trafiły nam się najlepsze, zwłaszcza jedna, ewidentnie robiona pod wymiar azjatycki. Ponieważ tę wylosował mój mąż, zlitowałam się nad nim, całą noc próbując spać okrakiem. Próbując, bo snem tego nie nazwałabym. Najpierw chrapiący zapasowy kierowca na górze. Pomogła o ironio "insomnia" faithless... Potem przejazd przez góry i modlitwy do najwyższego, że skoro nie zrzucił samolotu na ziemię, niech nie robi tego również z tym autobusem. Definicja mijania "na kartę kredytową" nabrała tutaj dosłownego znaczenia. Poza tym jakość dróg. Szarpało tak, że wolałam się przypiąć pasami bezpieczeństwa. Teraz już wiemy, że szklaneczka wódeczki to za mało, by przeżyć 12 godzinną podróż w takich warunkach. Ale dojechaliśmy. Nawet przed czasem, co było ważne, zwłaszcza że planujemy dojechać na styk do Hanoi (na 3 godziny przed odlotem). Szybko zmontowaliśmy sobie pokoiki w pobliżu biura, by za 2 dni rano nie nałazić się z plecakami. Hoi An przywitało nas deszczem. Miła odmiana tak naprawdę. Po śniadaniu wyruszyliśmy w miasto, które jest wpisane na listę dziedzictwa UNESCO. Utrzymane w kolonialnym stylu, szalenie nam sie spodobało. Gdyby nie azjatyckie stałe elementy (ludzie i market, na którym sprzedają wszystko), przyrównałabym je architektonicznie do złotej uliczki w Pradze. Zanim jednak dotarliśmy na bajecznie kolorową starówkę 3 godziny spędziliśmy u krawców, albowiem Hoi An to coś więcej niż najlepiej zachowane miasto portowe i kupieckie z czasów średniowiecza. Dzisiaj to również, a może nawet przede wszystkim, miasto krawców. W co drugim lokalu półki wyłożone materiałami różnej jakości, zachęcają przechodniów do wymiany garderoby. A ceny i owszem, mocno konkurencyjne z już konkurencyjną w stosunku do Polski Tajlandią. Aby podsumować te 3 godziny - zaszaleliśmy Zaraz potem spacer uliczkami Hoi An i ostatnia chwila na prezenty dla najbliższych. I dobrze, że ten element podróży zostawiliśmy prawie na sam koniec, bo jest w czym wybierać. Łukasz wypatrzył dla mnie nawet pierścionek z szafirem, ale pozwoliłam sobie jeszcze przespać się z tym pomysłem. Na lunch zjedliśmy miejscowe smakołyki, które odbiegały kulinarnie od tego, co moglibyśmy nazwać smakołykiem. Ilość też nie porażała, w związku z czym dopchaliśmy się typową azjatycką bruschetą w knajpie o największym stosunku białych do żółtych, popijając Sajgonem w ramach happy hour. W drodze powrotnej do hotelu, czekało już na nas gotowe do przymiarki, zamówienie. Drobna korekta i być może jutro o 10.30 odbierzemy nasze ciuszki. A teraz chwila relaksu przed planowanym wieczornym spacerkiem ...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
fibaki
Fibaki
Malgosia i Lukasz
zwiedzili 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 288 wpisów288 292 komentarze292 2924 zdjęcia2924 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
 
25.02.2018 - 05.03.2018