Geoblog.pl    fibaki    Podróże    Tajlandia 2010    Ayuthaya - prawie jak warszawskii Barbakan ...prawie
Zwiń mapę
2010
10
lis

Ayuthaya - prawie jak warszawskii Barbakan ...prawie

 
Tajlandia
Tajlandia, Ayuthaya
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9621 km
 
Autobus o 7 rano zatrzymał się przy Kho San Road. Taksówką, gdzie Mariusz wynegocjował 50% stawki wyjściowej, podjechaliśmy na dworzec kolejowy Huan Lumphong, wcześniej pożegnawszy się ze Stefano i powiedziawszy entuzjastyczne bye bye do Koreańczyka Leo, który usiłował się podłączyć pod nasze towarzystwo. Jedziemy do Ayutayi, ostatniego punktu na trasie zwiedzania. Pociąg relacji Bangkok – Ayutaya był w standardzie zupełnie przyzwoitym , choć nosił mylącą nazwę express. Na trasie panie sprzątające dbały o czystość podłóg, był też wars w wydaniu tajskim i z doskoku. Spóźniony o 10 minut express dojechał do Ayutai. Po wyjściu napadła na nas chmara naganiaczy prześcigająca się w ofertach pokoi do wynajęcia, a każdy próbował nas przekonać, że tylko ich guest house jest słusznym wyborem. Ulegliśmy kobiecie oferującej pokój w Pu Inn, gdyż przekonała nas dobrą organizacją i pakietem informacyjnym. Tuk tuk za 10 bahtów od osoby zawiózł nas na miejsce. Chcielismy jeszcze sprawdzić lokal u Tonego polecany przez Polaków poznanych na Kho Jum, ale standard nawet dla nas był nie do przyjęcia, choć nie jesteśmy francuzkimi pieskami i właśnie spędziliśmy noc w autobusie co sprzyja przymykaniu oka na różne rzeczy. Tym samym potwierdziliśmy, że dokonaliśmy słusznego wyboru na stacji kolejowej.
Mąż nalegał na drzemkę i kąpiel, albowiem dużo energii włożył w siłowanie się z Leo na rękę. Przyznaję, że patrząc na bicepsy Leo nie dawałam Łukaszowi większych szans, ale … zaskoczył mnie ;-)
Po ogarnięciu się poszliśmy na spacer i śniadanie. Według mapy, centrum nie znajdowało się daleko, ale w tym centrum, pokonywanie odległości jest męczące. Tego dnia ograniczyliśmy więc poznawanie miasta do areału ulic, wokół których skupiony był handel uliczny. Niektóre zapachy były nie do wytrzymania, w związku z czym co chwila zmienialiśmy kierunek marszu. Ostatecznie z piwem w ręku wylądowaliśmy na balkonie naszego guest house czekając na godzine 16, kiedy to łódka miała nas zabrać na 2 godz rejs po rzece, w trakcie którego mieliśmy zwiedzić 3 kompleksy świątynne, których pieszo byśmy nie obejrzeli.
Główne zwiedzanie zostawiamy na jutro! O 16 z minutami, które straciliśmy na szukanie Marianów uśpionych w swoim pokoju, wypłynęliśmy. Widok zalanych slumsów znajdujących się przy brzegu rzeki, podobnie jak w Bangkoku, a zaraz obok przepięknych i bogato zdobionych świątyń robiło przygnębiające wrażenie. Odwiedziliśmy dwa kompleksy świątynne, przy czym przy drugim musieliśmy się wspinać na ogrodzenie otoczone do wysokości ¾ workami z piasku. Świątynie były fajne, ale nie było w nich niczego czego byśmy już nie widzieli. Trzeci kompleks obejrzeliśmy w świetle zachodzącego słońca i z łódki, albowiem teren był zalany.
Wysiedliśmy na nabrzeżu, na którym właśnie rozpoczął się nocny targ, czyli znów wszystko i nic. Spacerkiem od kramu do kramu wróciliśmy do hotelu, spożywając po drodze kolację (jedną z najsłabszych) i robiąc zakupy w postaci napojów alkoholowych, by przynajmniej ta część wieczoru upłynęła w miłym nastroju. Zamówiliśmy przystawki pasujące do ostatniego jointa, którym nam pozostał.
Wieczór był niesamowity. Spotkaliśmy sąsiadów zza południowej granicy, którzy poopowiadali nam o swoich podróżach na tej części azjatyckiego kontynentu, co utwierdziło nas dodatkowo w planach powrotu tutaj. Skończyliśmy w pokoju u Marianów, gdzie fotografowaliśmy się na tle najpiękniejszych jak dotąd widoków w Tajlandii zaprezentowanych na barwnej fototapecie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
fibaki
Fibaki
Malgosia i Lukasz
zwiedzili 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 288 wpisów288 292 komentarze292 2924 zdjęcia2924 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
 
25.02.2018 - 05.03.2018