Wstaliśmy ok 9 i po kontynentalnym śniadaniu zostawiliśmy plecaki i wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. W planach było zwiedzanie na rowerach, ale uznaliśmy, że tuk tuk będzie lepszym rozwiązaniem. Spacerowaliśmy turystycznym szlakiem zwiedzając kolejne kompleksy świątynne, a właściwie ich ruiny, oraz inne atrakcje turystyczne, w tym bazary, na których można kupić przedmioty hand made, tyle że pewnie w Chinach ;-)
W międzyczasie zjedliśmy lunch w ulicznej knajpce, który nie był taki najgorszy. Pociąg mieliśmy o 15.30 więc znalazł się czas na wypicie piwa na peronie (choć to zakazane). Do Bangkoku dotarliśmy po 17. Z dworca taksówką do New Guest Siam House (naprzeciwko Wild Orchid tyle, że 2 razy tańszy), gdzie spędzimy dwie i pół ostatnich nocy w Azji. Po kąpieli poszliśmy na drobne zakupy, wszak był to już słuszny moment, by zainteresować się pamiątkami z podróży. Daliśmy się wkręcić Tajowi na peep show, ale zupełnie bezwiednie bo wcale tego nie chcieliśmy (tzn Monika i ja nie chciałyśmy) i szybko wróciliśmy na Kho San Road. Jedno piwo później już padliśmy…