Na ten dzień mieliśmy ambitny plan zwiedzania targu kwiatowego, Chinatown, Patpong i na pewno MBK będącego lokalnym centrum handlowym. Targ kwiatowy zrobił niezwykle pachnące wrażenie dodając jednocześnie do tego różnorodność kwiatów i niezwykłą intensywność całej palety barw.
Po kwiatach miało być Chinatown, ale taksówkarz zaproponował pozostawienie tej części na wieczór, kiedy oświetlenie uwypukli to co piękne, a ciemność nocy przykryje to co nieistotne. Wylądowaliśmy więc w MBK. Jeśli kiedykolwiek wydawało mi się, że widziałam duże centrum handlowe, to teraz przyszedł czas na weryfikację. 6 pięter i 3 budynki, w których każdy oferuje coś dla każdego portfela. Obiektywnie zrobiliśmy całkiem fajne zakupy za niewielkie pieniądze.
Wieczorem po wyjściu z MBK odpuściliśmy sobie Chinatown, po kilometrach wydreptanych w MBK mieliśmy dość. Nogi dosłownie odmawiały posłuszeństwa, a kolejne okazje tylko drażniły. Wróciliśmy do naszego hotelu, a po kolacji dosłownie parę kroków po Rambuttri street i jeszcze parę małych drobiazgów na prezenty. W pokoju już tylko podsumowywanie wycieczki przy małej szklaneczce rumu.