Przez pryzmat Małgosi
Dzień zaczął się od głośnego ziewnięcia i pisku Mariana, który obudził wszystkich. Szybkie śniadanie i podróż w korkach na lotnisko. Gdybyśmy mieszkali na Ursynowie … czy Mokotowie podróż zajęłaby nam góra 10 minut, a tak wlekliśmy się prawie 40 z niechcianego Bemowa. Jeszcze szybszy check in i już jesteśmy na bezcłwócce opróżniając pierwszą butelkę … pepsi :-) już teraz wiem, że detoks naprawdę by się przydał, ale … się nie udał! zaczepiana przez Polaka z brytyjskim paszportem na bramce nr 2. Mąż pytał czy mam branie, ale to było bardziej męczenie ucha. Wsiedliśmy s=do samolotu, który wbrew oczekiwaniom wystartował naprawdę o czasie. Sam lot bardzo spokojny, w związku z czym ja również :-) dopiero przy lądowaniu małe zawirowania … nikt mi nie powie, że z tymi Ruskimi wszystko jest w porządku. Nie pozwolili mi robić zdjęć podczas lądowania, tak jakbym miała sfotografować tajne bazy ZSSR, wciąż czynne… pewnie! Lądowanie gładkie, ale czego innego się spodziewać po rosyjskich pilotach. Oni przecież tak dobrze latają … na bani :-) wpadliśmy w pętlę czasu. Lot trwał 2 godziny, a jest już 3 godziny później. Startujemy o 20:40 lokalnego czasu, by wylądować w Bangkoku o 24 naszego polskiego. Strasznie to skomplikowane, zwłaszcza dla kogoś, kto regularnie oblewał fizykę :-) aha, i coś się zmieniło … Mariana nienawidzę już od pierwszego dnia naszych wakacji. Powiedział że wyglądam na 61, tylko nie wiem czy miał na myśli lata czy kg… cokolwiek by na myśli nie miał, nie jest to prawda i ma już przesrane … :-)
OKIEM ŁUKASZA
Wyladowalismy w Moskwie. Lot minął bardzo spokojnie i przyznaje, że Malgorzatka była BARDZO, BARDZO dzielna :-)
Dziwnym trafem dość szybko minęły nam 3 godziny, i tak naprawdę to nie wiem czy to do końca zasługa Grandsa czy różnicy czasu pomiędzy Warszawa a Moskwa. Zegarek pokazuje 14.28, a rosyjskie wyświetlacze już 17.28. Może to i lepiej, bo na tranzytowym terminalu spędzimy znacznie mniej czasu niż pierwotnie nam się wydawało :-)
Nasz wylot zaplanowany jest na 20:40.
Jeśli pogoda w Moskwie miałaby być wyznacznikiem terminu kiedy w Polsce zawita wiosna ,to raczej niespodziewajcie się jej zbyt wcześnie. Jest tu przeogromna ilość białego syfu. W zasadzie miałem wrażenie jakbyśmy lądowali na Alasce lub Szpidzbergenie (lub jak to się pisze) ...samolot kolowal w białych tunelach śniegu. Ale to i tak nie ma znaczenia, bo już jutro polary, kurtki i wysokie buty schowane zostaną na samo dno plecaka, a my przywdziejemy klapki i krótkie rękawko-nogawki :-)