Rano po śniadaniu wypływamy na snorkeling w okolicach wyspy. Będziemy pływać z niebieskimi żółwiami, z których chyba najbardziej znane są wyspy Perenthians oraz w zatoce rekinów, noszącej swą nazwę nie bez przyczyny. Monia zostaje na brzegu i ma w planach zwiedzanie wyspy, którą zapewne można obejść w te kilka godzin, kiedy nas nie będzie.
Odcinek powinien jednak nosić tytuł „gdzie jest nemo”, bo z rekinów, to widzieliśmy niewiele, aż 3 sztuki około metra każda. Monia jednak zdecydowała się pojechać i rzutem na taśmę wsiadła na łódkę. Pierwszy przystanek to właśnie Shark Point. Kolejny Fishing Point. Rzeczywiście ryb co niemiara, i to w takich kolorach, których moja bujna wyobraźnia istnienia nie była świadoma, a to przecież i tak łagodzone przez wodę. Z każdym machnięciem ręki odgarniało się kilkanaście rybek. Podpływały do palców, twarzy, obijały się o maskę. W pierwszym odruchu ten ogrom ryb mnie nawet przeraził. Dalej była Turtle Bay. Żółwie ogromnych rozmiarów poruszające się w wodzie jednak dosyć swobodnie. I wcale nie trudno było za nimi płynąć, tyle że zanim się człowiek zorientował był na pełnym morzu. Szkoda tylko, że turyści to idioci, bo mówiąc do nich „ nie dotykaj żółwia” można być w sumie pewnym, że to właśnie zrobi. Po żółwiach chwila na lunch, gdzie w miejscowej wiosce posililiśmy się czym kto wolał. Koktajlem, makaronem z owocami morza, naleśnikiem, lub pysznymi owocami. Tak! Zdecydowanie wróciła moja wiara w mango! Do tego duża dawka witaminy C w postaci soku z limonki i można płynąć dalej. Latarnia morska to teoretycznie miejsce gdzie można spotkać płaszczki, jednak ani ja ani Łukasz nie mieliśmy szczęścia jej zobaczyć. Otaczały nas za to ryby podobne do szczupaków i w pewnym momencie miałam schizę, że nas otaczają. Stąd silna potrzeba wydostania się z tego piekielnego kręgu. Ostatni przystanek to romantyczna plaża. Prawdopodobnie ze względu na szmaragd morza i biały piasek. Tam znaleźliśmy kałamarnice i całą rzeszę różnych rybek. Wróciliśmy około 4, szybka sałatka i piwko i można odpocząć do kolacji … Na kolację zdecydowaliśmy się w naszym hotelu i na chicken fish w większości, zakropionym resztkami Danzkiej i makao. Jutro ruszamy do Tajlandii i na Kho Phi Phi ...