I znow zafundowalismy sobie morderczy 12 godzinny dzien, ktory nas kompletnie wykonczyl, zwlaszcza ze ostatnia noc byla niewygodna i w kawalkach. Sniadanie w garkuchni pod murem, znanej juz z poprzedniej wyprawy. Potem poszlismy poszukac znajomego krawca, ale ten zbankrutowal. Niemniej jednak po raz kolejny trafiamy na okres, w ktorym gdzies w Taljandii trwa festiwal krawcow i polowy ich nie ma w miescie. Wiec chyba nie zaszelejemy. Znajdujemy ostatecznie takiego i po niemal 3 godzinach negocjacji, wyboru materialow, fasonow kazdy wychodzi z zamowieniem czegos dla siebie. Orzezwiajacy shake i probujemy sie zorientowac co mozna zobaczyc w niedziele, ktora jest dniem wolnym od pracy, nawet w turystycznym Bangkoku. Decydujemy sie na Chinatown, ktore pominelismy przy poprzednim zwiedzaniu. To miejsce to jak jedna wielka fabryka chinskich podrobek. Moza tu nabyc doslownie wszystko, od renomowanych zegarkow po nie mniej renomowane wibratory. Dwa duze piwa pozniej a zakupy robia sie jeszcze przyjemniejsze. Prawde powiedziawszy, zakupy pod wplywem alkoholu mog byc bardzo niebezpieczne. Nie dla zdrowia. Dla portfela:-) Na szczescie tym razem udaje nam sie uniknac pulapki zakupow i wychodzimy z tym co naprawde chcielismy kupic. Prawdopodobnie rowniez dlatego ze ograniczala nas ilosc batow w kieszeni :-) Kochamy Chinatown!!! Powrot tuk tukiem w okolice Khao San Road, gdzie Marian zjadl rybe a my popilsmy kolejnym piwem, a nastepnie my pod murem dokonczylismy dziela kolacji. Moje dnie bylo tak pikantne, ze przeznastepne pol godziny meczyla mnie czkawka. Marian zaoferowal pomoc i zaczal mnie "przyduszac". Majac w pamieci jego pomoc zaoferowana rybce w Bulgarii, dla ktorej zakonczylo sie to tragicznie, naprawde sie wytraszylam i czkawka minela... zobaczyc radosc w oczach Mariana... bezcenne:-) Pierwsze przymiarki krawieckie, ktore trwaly i trwaly, wzmogly w nas ciekawosc lub/i obawy o efekt koncowy. Nasze zakiety czy marynarki wygladaly jak puzzle. Nie jestesmy jednak krawcami i byc moze zawsze to tak wyglada,. Nastepnie spacer wzdluz glownych ulic przerwany najbardziej beznadziejnym masazem stop ever, i w koncu po 12 godzinach spaceru dopada na kac i zmeczenie:-) Wracamy do naszego hotelu mijajac czesc rozrywkowa dedykowana dla Tajow przede wszystkim, gdzie na ekranach TV kroluja mecze ligi angielskiej na zywo. Godne podziwu przywiazanie do imperialistycznej przeszlosci :-) padamy ze zmeczenia ...