Pogoda nam sprzyja, choć od dwóch dni zapowiadają deszcze więc pierwszą część dnia spędzamy na zielonej plaży. Chłopcy skaczą do wody, coraz to bardziej modyfikując figury. Był to również dzień, w którym Kubuś zemścił się na mnie wrzucając mnie do wody. Na szczęście to przewidziałam i o pierwszym zamoczeniu się w wodzie zdecydowałam sama. Ewolucją skoków były skoki z łódki na środku jeziora. Chłopcy ubrani w kapoki skoczyli raz i potem już do wyspy musieli dopłynąć o własnych siłach. W końcu obiadu za darmo się nie dostaje :-) Przypłynęli zmęczeni ale szczęśliwi, wciągając potem bez namysłu banana i monte. Ok 14 zbieramy się do Ostródy, gdzie chcemy zjeść obiad, zrobić zakupy i obejrzeć zamek krzyżacki z XIV wieku. Decydujemy się na knajpę nad jeziorem i o ile długo nam przychodzi czekać na obiad, o tyle po fakcie uważamy, że był to dobry wybór. Na deser są lody... Tak, pamiętam ten smak... Budka z lodami na Tumskiej/Nowy Rynek w Płocku! Kremowo-śmietanowy smak nastoletniego życia ... Na koniec najbardziej prozaiczna część naszej wyprawy - zakupy! Podczas gdy spokojnie dokonujemy wyboru produktów najwyższej jakoście w Biedronce, nad naszym terenem przechodzi burza i potop. W minutę zalane rynsztoki i woda płynąca po ulicach daje wrażenie scen jak z apokaliptycznego potopu. Wsiadamy więc do samochodów, jedziemy 30 km do Kretowin, zamawiamy prom i dostajemy łódkę z silnikiem elektrycznym, na którym ledwo co mieścimy się w szóstkę my, zakupy i pies. Korzystając z momentu po deszczu znajdujemy jakieś indoorowe zabawy. Za chwilę się jednak wypogadza i po deszczu nie zostaje nawet ślad... Chłopcy strzelają z nowo nabytych łuków i kusz, siostra daje łupnia Łukaszowi w badmingtona i generalnie jest miło ... :-)