Dzień zaczął się standardowo śniadaniem. Dziś jednak, zamiast tradycyjnych kanapek z pomidorem i różnymi innymi mięsno-serowymi dodatkami, szef kuchni podał jajecznicę. Po śniadaniu chwila na kawę i idziemy nad jezioro. Pogoda naprawdę nas rozpieszcza, bo jest przyjemnie ciepło. To jest moja opinia, według Gosi, Maćka i Łukasza jest piekielnie gorąco :-) Dobrze, że znów mam swoje stare odczuwanie ciepła :-) Chłopcy w zasadzie nie wychodzą z wody, a to skoki z pomostu, z łódki, pływanie po jeziorze w kapoku. Przerwy są jedynie na uzupełnienie płynów i banana :-) Kiedy zabrakło bananów, uznaliśmy, że czas na obiad, który dzis robimy sami. Grill, a na nim: kiełbaski, białe bradwursty, kurczaczek, papryczka, pieczony chlebek. Jednym słowem, miód w gębie :-) do tego zapijamy lemoniadą, chłopcy Tymbarka, my Warki Radler :-) Potem chwila relaksu i ciszy, albowiem całe męskie grono udało się do "miasta" oddalonego o 30 sążni łódką i 800 m marszu. Każdy miał do zaspokojenia jakąś potrzebę... lody, piwo, fajki :-) My z siostrą delektujemy się ciszą ... dosłownie :-)