Dzien zaczęliśmy od królewskiego włoskiego śniadania przygotowanego przez Asie. OK 11 wyruszyliśmy w kierunku Florencji. 140 km autostrada przecinająca piękne toskańskie wzgórza zajęło nam niecałe 2 godziny. W zasadzie bez problemu znaleźliśmy nasz Key Quadra Residence, jeśli nie liczyć usilnych prób naszej nawigacji kierowania nas na jednokierunkowe drogi, w dodatku biegnące w przeciwnym niż oczekiwany kierunku. Zostawiliśmy auto, szybkie odświeżenie się i ruszamy do centro storico. Autobusem nr 22 wleczemy się po przedmieściach Florencji, patrząc na nazwy przystanków, z których żaden nie brzmi jak te wskazane na mapie dla turystów. Niemniej jednak doświadczenie globtroterskie każe nam wysiąść dokładnie tam gdzie zamierzaliśmy. Na Piazza dell'Unito, przy którym stoi malowniczy Kościół Santa Maria do Novella. XIII wieczna bazylika, której wnętrza lśnią arcydziełami wielkich włoskich artystów jak freskami Ghirlandaia czy obrazami Giotta Obowiązkowa sesja fotograficzna w doskonałych warunkach pogodowych i ruszamy dalej poprzez Via de' Cerretani do Piazza Duomo. Urbanistycznie, rynek niczym nie różni się od wiedeńskiej starówki. Katedra na środku, wokół wiele poskręcanych malowniczych uliczek, piękne kamienice. Normalnie to już przecież było... Ale Katedra Santa Maria di Firenze jest po prostu bajeczna, majestatyczna, dostojna, niebiańska i architektonicznie doskonała. Perła z białego marmuru we florenckiej koronie. W tych okolicznościach miasta zasiadamy przy stoliku z widokiem na katedrę i rozkoszujemy się zimnym piwem, które, mimo iż to międzynarodowy heineken, smakuje wybornie. Dokładamy do tego pyszne lody, pistacjowe w moim wydaniu, za całe 7 euro za gałkę i nasze podniebienie jest całkowicie zaspokojone eksplozja smaków. Po mniej więcej godzinie zostawiamy Mariana, mając nadzieje, ze uda nam się wejść do środka katedry. Kolejki jednak nas zniechęcają, w związku z czym decydujemy się na tour dookoła katedry, wokół której piętrzą się przepiękne kolonialne kamienice, każda w innym stylu. W jednej z nich decydujemy się zjeść obiad - bruschetta, lasagna brzmi włosko, a do tego smakuje. Marian zaczyna już narzekać na stopę, dlatego decydujemy się opuścić Piazza del Duomo i udać się w kierunku naszego apartamentu. Po drodze mijamy jeszcze Piazza San Lorenzo, z kolejnym zabytkiem w tle, aczkolwiek wszystko zobaczone po katedrze wyglada już niestety blado ... Autobusem nr 22 odjeżdżamy w kierunku hotelu, gdzie udamy się na zasłużony odpoczynek. W końcu słońce i 37 stopni w cieniu, zapite 2 browarami na głowę, i ponad 10 tysięcy kroków zrobiły swoje...