Pokój opuściliśmy z chwila obowiązkowego chęci-outu. Stało się tak dlatego, ze dla niektórych impreza zakończyła się wcześniej, dla innych pózniej. Mój mąż tak sobie polewał od serca whiskey, ze prawdopodobnie nie wie jak trafił do łóżka. A tu trzeba będzie rano pochodzić po Florencji i brak wymówek jak w przypadku Mariana. Autobus znanej linii dowozi nas do centrum. Tam znajdujemy knajpkę, w której konsumujemy śniadanie w południe. I to znów coponiektorzy tylko :-) posileni ruszamy w kierunku Pallazzo Vecchio, który znajduje się na kolejnym rynku miasta. Naprawdę trudno dojść, który jest główny. Od Palazzo Vecchio w lini prostej znajduje się Most Złotników (Ponte Vecchio), który dzisiaj stanowi ciąg kramów przerzuconych nad rzeka Arno. Jego historia moznaby obdzielić wiele opowiadań, a i sam widział niejedno. W tym miejscu się rozdzielamy. Obydwaj panowie nie maja już siły chodzić, każdy z innych względów jednak. Z Monia przechodzimy przez most i docieramy do Palazzo Pitti, rezydencji wielkich książąt Toskanii, która do dzisiaj zachowała się w większości w oryginalnej formie. Na nas robi jednak umiarkowane wrażenie. Wracamy. Chłopcy znaleźli ławeczkę pod Galeria Uffici, w której zbiorach znajduje się wiele dzieł sztuki z rożnych epok, i dzięki której Florencja zyskała miano stolicy sztuki. Łukasz postanawia oddalić się w kierunku hotelu. W końcu jest naszym jedynym kierowca i postanawia odpocząć jeszcze przed droga. Marian ucieka w świat audiobooka, a my z Monia kierujemy się na Bibliotekę i Kościół Świetego Krzyża. To ostatni przystanek na naszej mapie szybkiego zwiedzania Florencji. I znów jesteśmy zaledwie umiarkowanie usatysfakcjonowane. Wracamy, zgarniamy Mariana i ulica handlowa, na której królują najlepsze marki, dochodzimy do przystanku autobusu nr 22. W autobusie czeka nas niespodzianka. Zostajemy skontrolowane przez najprzystojniejszego kanara, jakiego widziałyśmy w życiu. Uff, chociaż ostatniego dnia spotkałyśmy Włocha, na którym można było zawiesić oko. Gdy docieramy do hotelu, okazuje się, ze Łukasz nie jest w stanie prowadzić. Jeszcze. Podejmuje wiec ryzyko i siadam za kółko. Z dusza na ramieniu i ze 100 na liczniku, dowożę nas wszystkich do Ferrary. Kolacja, piwo i razem z nasza urocza gospodynią wychodzimy do lokalnego pubu :-)