Można by się pokusić, że wpadliśmy w pewną rutynę, bo znów dzień zaczęliśmy od kawy w ogrodzie nie poprzedzonej bieganiem.
Jakkolwiek, plany na dzisiaj były inne niż jezioro. Wybraliśmy się bowiem do Keszthely na zwiedzanie zamku Helikon należącego onegdaj do rodziny Festetics, którzy zaczęli go budować od 1745 roku. Obecnie to kompleks pięciu budynków ze stałymi ekspozycjami. Dzisiaj postanowiliśmy zwiedzić palmiarnię, akwarium oraz muzeum kolejek Pico przywiezionych tu z Niemiec, Austrii i Węgier. Obiektywnie, myślę, że to była największa atrakcja wycieczki, zwłaszcza dla chłopców ... tych mniejszych i tych większych :)
Po zwiedzaniu były lody i powrót do domu na obiad, na który ciocia Natalia ugotowała kokardki z sosem pomidorowym.
A następnie było jezioro, a nad nim wyskoki do wody z ramion wujków i tatusiów, pierwsze próby nurkowania Marcela i już bardzo odważne nurkowania Rafałka i Kuby. Tradycyjnie około 18 zebraliśmy się do domu, gdzie po ablucjach była kolacja, po której męska część naszej grupy grała w monopol, gdzie po ciężkiej walce wygrał Rafalek puszczając wszystkich z torbami. Po tym jak wszystkie dzieci poszły już spać, zaczęliśmy wieczór z flagami oraz whisky z cola.