Dzisiaj był dzień nad jeziorem. Do połowy dnia bawiliśmy się w podgrupach. Mama wypożyczyła rower i postanowiła w południe w temperaturze 40 stopni zwiedzić okolice. Wróciła po godzinie ledwo zipiąc. Natalia i Piter zabawiali się w domku, a my z chłopcami znów szaleliśmy w jeziorze. Trudno opisać rożne konfiguracje czy komitywy. Faktem jest, że Rafałkowi i Kubie prawie wyrosły skrzela i błony miedzy palcami, a Marcel zaczął sam prosić o wejście do wody, co dwa dni temu było jeszcze nie do pomyślenia. Co więcej, nawet zaczął się zanurzać, po tym jak na basenie w Heviz Kuba pokazał mu jak to robić. Lenka tymczasem całkiem niezłe radzi sobie w wodzie. Pluska, cieszy to swoje maleńkie ryłko i widać ze jest szczęśliwa.
Po przerwie na piwo i kukurydzę, chłopaki wypożyczają rower wodny i znikają na dwie godziny na środku jeziora skacząc do wody, a w dodatku nagrywając swoje wybryki. Dołączam do nich na końcówce i wspólnie wracamy na brzeg. Zgłodnieliśmy po tych wygłupach w wodzie. Idziemy do restauracji Langos na langosza i hamburgery. Potem już tradycyjnie lody i znów woda. A po kolacji, na którą Łukasz zrobił pyszne spaghetti w wersji vege, z doprawką nsosu przez Natalię, znów rozgrywka w monopol. Nie szło mi jednak już tak dobrze jak wczoraj ... Zakończyliśmy jednym drineczkiem i odpadliśmy.