Geoblog.pl    fibaki    Podróże    Balatonmariafurdo 2015    Ostatni taki dzień ...
Zwiń mapę
2015
14
sie

Ostatni taki dzień ...

 
Węgry
Węgry, Hévíz
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 702 km
 
Ostatni dzień naszego pobytu spędziliśmy kumulując atrakcje dla wszystkich. O 11.30 byliśmy już w Heviz, gdzie przez 3 godziny męczyliśmy nasze ciała w siarce. Czasem trudno było odróżnić czy ten konkretny zapach siarki to woda z jeziora czy to chłopcy dorzucali coś od siebie. Wyposażeni w koła ratunkowe, łącznie z mamą i Marcelem, który skutecznie przełamywał kolejne lęki, wypłynęłyśmy na środek siarkowego jeziora. Chłopcy nurkowali, skakali do wody i wykonywali różne specjalne zadania. Potem chwila relaksu i jeszcze zabawy w małym basenie. Rafalek z Kuba udawali rekiny, a Marcelek kontynuował skoki do wody z mini podestu. Lence było wszystko jedno, byleby mogła pluskać się w ciepłej wodzie.

W drodze do samochodu, na nasze nieszczęście, przechodziliśmy koło sklepu z mydłem i powidłem, gdzie każdy z chłopców skutecznie coś wyegzekwował. Aha, i oczywiście lody... Te jedliśmy albo raz albo dwa razy dziennie.

Kolejna atrakcja to gokarty, które mijaliśmy w drodze do domu. Niespodzianka miała być dla wszystkich, ale najbardziej czekał na nią Marcel. Jakież było więc jego rozczarowanie, gdy okazało się, że jest próg wzrostu 140 cm, na który załapał się ledwo Rafałek, a Marcelowi brakowało jakieś 30 cm. Naprawdę wszystkim było nam go szkoda. Rozchmurzył się dopiero gdy obiecaliśmy samochodzik na monety w okolicy naszego domu. Tymczasem chłopcy podekscytowani jazdą, słuchali dzielnie zasad, prawdopodobnie modląc się, by nie wjechać dwukrotnie w opony, co skutkowałoby dyskwalifikacją. Nic takiego się jednak nie stało i przez 10 minut jeździli niczym Kimi Raikkonen i Lewis Hamilton.

Po powrocie do Balatomariafurdo, zasiedliśmy w już prawie naszej knajpce, gdzie wszyscy zrezygnowaliśmy z regionalnego langosza na rzecz hamburgerów wujka sama. Nawet mama zjadała się hamburgerem BBQ, ale nie dała mu rady w całości. Tylko ciocia Natalia, która ma 9 żołądków, opędzlowała go ino mig.

Po obiedzie ostatnia atrakcja, czyli pedałować zwany potocznie rowerem wodnym. Ostatnią godzinę na jeziorze więc spędziliśmy skacząc do wody czy próbując nawzajem wyrzucić się do wody jak w przypadku Kuby i Pitera. Tego popołudnia Marcyś przezwyciężył swój kolejny strach,nijakim były zjazdy do wody ze zjeżdżalni na rowerze. Wprawdzie razem z ciocią i w kółku, i wujkiem czekającym tuż przy zjeżdżalni, ale 3 razy zjechał i okazało się, ze to mu się najbardziej podobało. Rafałkowi i Kubie zresztą również.

Wieczorem, tuż po wstępnym pakowaniu, już na dobitkę, zagraliśmy we flagi, dopięliśmy ostatnie piwo, na grillu upiekliśmy kukurydze, obejrzeliśmy wycinki filmów nagranych w Heviz i poszliśmy spać... Ale jeszcze chwile wcześniej zrobiliśmy chłopakom zielona noc ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
fibaki
Fibaki
Malgosia i Lukasz
zwiedzili 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 288 wpisów288 292 komentarze292 2924 zdjęcia2924 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
 
25.02.2018 - 05.03.2018