Dzień zaczęliśmy od solidnego śniadania, albowiem przed nami wyprawa w góry. Pogoda taka sobie, ale najważniejsze by nie padało. Na wiatr i zimno jesteśmy przygotowani, wliczając w to piersiówkę wiśniówki za pazuchą. Zdecydowaliśmy się na wjazd gondolą na Krynicę, by następnie zrobić pętelkę Jaworzyna - Runek - Bacówka pod Wierchomlą - Wielka Bukówka - Hala Łabanowska - Jaworzyna.
Opuściliśmy nasze przytulne schronienie ok. 10.30. 20 minut spacerem zabrało nam dojście do gondoli. a o 11 już jechaliśmy na górę. Widoki wciąż zapierające dech, nawet przy umiarkowanej widoczności, a i lęk wysokości wciąż ten sam. Panowie nie mogli się oprzeć pokusie bujania gondolą, wszak strach malujący się na mojej twarzy jest widokiem bezcennym. Zemszczę się ... kiedyś :)
Na górze zimno i wilki. W barze kupujemy dokładniejszą mapę, aniżeli ta, którą dała nam nieprzyjemna pani concierge w hotelu, zaopatrujemy się w wodę i ruszamy drogą w dół do Bacówki pod Wierchomlą. Trasa przyjemna, wiedzie przez las, generalnie ta część z górki, czasem tylko pod górę. Po drodze spotykamy ekipę panów, o średniej wieku 65+, którą przewodził 83 letni Wiesiek, chłop w pełni życia, któremu poczucia humoru i radości w oczach wszyscy pozazdrościliśmy. Ok. 13 docieramy do Bacówki pod Wierchomlą, gdzie posilamy się herbatą i szarlotką, która w moim przypadku ma smak pomidorówki z ryżem. Odpocząwszy, ruszamy dalej. Droga na Szczawnik znów wiedzie w dół, ale po 3 km odbijamy na Halę. Droga prowadzi przez las i tylko w górę, czas przejścia 1 godzina, ale my robimy to w 45 minut. Potem jeszcze kawałek do Jaworzyny i o 3.30 wsiadamy w gondolę, która wiezie nas na dół. Nogi dosłownie wchodzą w tyłek, wszak łącznie zrobiliśmy ok. 18 km. A tu jeszcze bieg 5 km nocą dla wytrwałych.
Plan po powrocie obejmował odpoczynek, kolację, może saunę i zabieg spa w przypadku Lucy i moim. Łukasz i Mike pojechali zarejestrować nas na Festiwalu Biegowym. Spotkaliśmy się wszyscy ok. 20.00 na kolacji, po której pojechaliśmy do Krynicy. Ambitna 3 startowała w biegu na 5km, który ja odpuściłam chcąc wystartować na 10km dnia następnego, a poza tym ktoś musiał pilnować plecaków i podawać wodę. Myślę, że świetnie sprawdziłam się w tej roli tego dnia :) Po wszystkim zakończyliśmy wieczór szklaneczką piwa dla zdrowotności, by zapobiec potencjalnym zakwasom :)