4 godziny snu i trzeba wstawać. Dzisiaj pierwszy dzień wycieczki. Posileni całkiem smacznym śniadaniem, wyruszamy autokarem na zwiedzanie Izraela. Pierwszy przystanek to Mini Izrael, muzeum na otwartej przestrzeni, które pokazuje w pigułce najważniejsze miejsca tego kraju, w tym te, które do dzisiaj budzą emocje i przemoc. W 36 stopniowym słońcu mijamy zatem kolejne miniatury zbudowane w skali 1:25, za towarzyszów mając ortodoksyjnych Żydów, spośród których jeden za cel postawił sobie oplucie poszczególnych miejsc ważnych dla muzułmanów. Prawdopodobnie było to odosobnione zachowanie, albowiem nasza przewodniczka Ricky nie umiała tego skomentować.
Kolejne etapy podróży są ściśle związane z alkoholem, albowiem przez 3 kolejne godziny zwiedzamy winnice Tzora, Flam i Tzuba, degustując kolejno białe i czerwone wina, muscaty i chardonnay, zagryzając pysznymi serami i pieczywem. Słońce i wino z pewnością zrobiły swoje, bo na kolację w lokalnej fabryce serów, gdzie spotykamy również naszego organizatora i gospodarza, Eyala, docieramy w wyśmienitych nastrojach. Kolejne godziny mijają nam na spożywaniu pysznej kolacji, na którą podano rozmaite pierogi, foccacia, ryby czy moje ulubione buraki. To wszystko zapijamy winem i ziemniaczaną wódką. Oficjalna część dnia kończy się około 12, zaraz po wygranym przez Polaków meczu z Irlandią.
Do hotelu docieramy około 1. W starannie wyselekcjonowanym gronie docieramy na plażę, gdzie zażywamy nocnej kąpieli sącząc białe wino, mając nadzieję, że nie działa miejski monitoring, albowiem służby miejskie z pewnością znalazłyby powód, dla którego co poniektórzy mogliby być zatrzymani. O 2 w nocy ląduję w łóżku, mega zmęczona. Wszak to już druga nieprzespana w całości noc, a jutro rano wyruszamy do Jerozolimy.