Geoblog.pl    fibaki    Podróże    Indonezja 2015    Ostatni dzień transferów - wakacje czas zacząć
Zwiń mapę
2015
01
lis

Ostatni dzień transferów - wakacje czas zacząć

 
Indonezja
Indonezja, Yogyakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11267 km
 
OCZAMI ŁUKASZA

Lotnisko krajowe w Dzakarcie, nie jest zbyt duże. Myśle, że można je śmiało porównać z Okęciem. Jest czysto, trochę sklepów i kilka kafejek. Zatrzymujemy się w miejscowym Starbucks na mrożoną herbatę. Godzina do odlotu mija szybko.
Kolejna bramka z kontrolą bagażu i już jesteśmy w strefie z gatem nr C5.
Z chwila rozpoczęcia boardingu jesteśmy lekko zmieszani. Niby nasze bilety mają pierwszeństwo przed innymi, ale stoimy lekko z boku z uwagi na to, iż na wyswietlaczu pojawiła się inna nazwa (Surataya), która choćby nie wiem jak starać się ja wpasować w Yogyakartę, nie miała szans. Po dwukrotnym potwierdzeniu, ze lecimy tam gdzie chcemy, schodzimy do autobusu. Po 5 minutach jesteśmy już przy samolocie. Moja żonka zarezerwowała dla nas wygodne miejsca tuż przy wyjściu ewakuacyjnym. Nareszcie mogę wyciągnąć (dosłownie a nie w przenośni) nogi :-)
Lecimy Air Asia, wiec jak przystało na linie z Azji, stewardesy wyglądają niczym jak laleczki ....ale takie w witrynie sklepowej. Jak się przyjrzeć z bliska to już nie ma tego syndromu "wow". Mundurki, choć jak twierdzi M naprawdę ładne, to widać już na nich ślady znoszenia, tu plamka, tam plamka, nawet nie chce się domyślać źrodła ich pochodzenia. Jednym słowem mogłyby je od czasu do czasu wyprać.
Wylatujemy z lekkim opóźnieniem, z uwagi na fakt, iż lotnisko krajowe dysponuje jednym pasem, zarówno do startów jak i lądowań. Stoimy w długiej kolejce samolotów chcących się już oderwać od ziemi.
Po 20 minutach oczekiwania przychodzi kolej i na nas...
Lot był bardzo szybki, od startu do lądowania upłynęła niecała godzina. Na pokładzie zjedliśmy coś, z naciskiem na ...coś. Cieżko określić co to było poza ryżem, reszta jest zagadka, ale tak to jest jak menu wybiera się na podstawie zdjęcia :-) Jeszcze nie przyswoiliśmy indonezyjskiego w takim stopniu, ale kto wie, może next time :- P
Taxi do hotelu kosztowała nas 70 tys. Stała cena, ale zgodnie z rozpiska. Na liście był chyba każdy hotel w mieście, a obok znajdowała się cena - uczciwe rozwiazanie. :-)
Wow, ależ hotel wybrała moja wymaŻonka. Naprawdę jestem pod wrażeniem, z drugiej strony jak to mawiają niektórzy ...kto bogatemu zabroni :-)
Szybkie przebranie się, szybkie rozpakowanie Jamesona z colą, wszak Małgosię dopadła jakaś infekcja dróg oddechowych (normalnie napisałbym górnych zatok, ale ta kobieta ich nie ma) i wyruszamy na miasto, na krotki rekonesans. W pobliskim sklepie spotykamy lokalesa (właściciel), którego siostra studiuje od września na UW. Podobnież jest zachwycona Warszawą, no cóż w sumie nasza stolica to ładne miasto, ale żeby tak od razu się nią zachwycać?
Zaprowadził nas do biura podróży, gdzie zakupiliśmy, jak nam się wydaje, wycieczki w dobrej cenie, tj. Borobudur i Pramamban za 300 tys. oraz trip na Bromo, Kawah Ijen oraz Bali za 1500 tys.
Miły taksówkarz, który odwiózł nas z lotniska do hotelu, proponował nam wynajęcie samochodu z kierowca na pierwszą z wycieczek w rewelacyjnej cenie 500 tys. Czasami jednak warto poczekać i poszukać samemu ...brawo Żona :-)
Następnie zrobiliśmy sobie spacer główną ulicą JL Malioboro, prowadzącą do samego sułtańskiego pałacu, którego zwiedzanie zostawimy sobie na jutro po powrocie z Borobudur alias "Ayuthaya" oraz Pramamban "Angkor Wat". Na ulicy tłoczno, kolorowo, różnorodnie zapachowo (od końskiego moczu po ukochany, drażniący zapach imbiru i limonki) i mega głośno. Klaksony, nawoływania w stylu "taksi mister", życie ... Nota bene, wszyscy tu zwracają się do mnie, nie do Malgosi. Rozumiem, że kraj patriarchalny, ale żeby aż taka ignorancja... Oby tylko moja dyrektor finansowa nie poczuła się urażona :)
Wypijamy piwo w poleconej przez naszego pierwszego indonezyjskiego przyjaciela knajpie o nazwie Legian, rezygnując jednak z jedzenia z uwagi na ograniczone menu (Malgosia mogła wybierać jedynie miedzy sałatką a sałatką). W aptece robimy szybkie, konieczne zakupy na przeziębienie Malgosi, którego nabawiła się chyba w samolocie, a potem lądujemy w restauracji hotelowej zajadając się indonezyjskim spaghetti bolognese oraz pad thaiem. Zapijemy go pewnie Jamesonem, oczywiście dla zdrowotności :)

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
My R M
My R M - 2015-11-01 14:50
Wszystko przeczytaliśmy. na razie podoba nam się, z wykluczeniem wulkanów :(((
Wprawdzie u nas piękna pogoda jak na listopad, ale zazdrościmy ciepełka:)
 
3M
3M - 2015-11-02 09:33
Łukasz mam nadzieję, że staniesz na wysokości zadania i Małgosia zobaczy aktywny wulkan o wschodzie słońca …. koniecznie na szczycie… góry. Tych aktywnych szczytów jak najwięcej wam tam życzę ;))
 
Fibak
Fibak - 2015-11-02 13:27
Staram sie jak mogę, żeby sprostać oczekiwaniom ...a jak nie mogę, to sie chociaż staram :-)
 
 
fibaki
Fibaki
Malgosia i Lukasz
zwiedzili 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 288 wpisów288 292 komentarze292 2924 zdjęcia2924 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
 
25.02.2018 - 05.03.2018