Dzień upłynął nam pod znakiem nic nie robienia, albowiem poszliśmy na plażę, by spędzić spokojny dzień nad Balatonem ... Były więc szaleństwa w wodzie, delikatne piwkowanie (jesteśmy odpowiedzialnymi dorosłymi, zarówno względem dzieci jak i słońca), gra w piłę i rozmowy do nocy.
Lunch zjedliśmy w pobliskiej knajpce Mauru, gdzie przywitało i towarzyszyło nam przez zały posiłek gdakanie kelnerów, którzy jak głuptaki ciągle powtarzali 'buon giorno, buon giorno, buon giorno..' i biegali po restauracji, kreując chaos, którym chcieli się upodobnić do Włochów.
Po lunchu woda, piłka, woda, frisby, woda, piłka ... dom :)
Wszystkie te aktywności przerywane chwilą na gofra, kukurydzę i wodę!
Wieczór znów przy zielonym stoliku i nocnych Polaków rozmowach o życiu!