Dziś opuszczamy okolice Ben Nevis. Góra nie została przez nas zdobyta, bo zwyciężył rozsądek.
Na koniec jednak zwiedzimy Fort William. Po śniadaniu pakujemy bagaże do auta, auto na parking, a sami wbijamy się na High Street i meandrujemy miedzy sklepami z pamiątkami turystycznymi a sklepami z odzieżą outdoorową. Mijamy katedrę Św. Andrzeja, budynki Sądu czy stary fort obronny miasta. A wszystko to w ciszy i spokoju. Nawet wiatr dziś ustał. Ostatnim punktem programu są schody Neptuna, o których mówi się, że jest najefektowniejszym obiektem hydrotechnicznym Kanału Kaledońskiego, a które z pewnością są największym w Wielkiej Brytanii system śluzowym. Osiem komór transportuje jednostki na wysokość 19 m w ‚zaledwie' 90 minut! Wypijamy tam kawę, zajadamy pyszną tarteletkę z truskawkami i … jedziemy dalej.
Cel - zamek Eilean Donan, który stoi na straży rzeskich wód Loch Duich. Forteca wzniesiona w XIII w. wyleciała w powietrze w 1719 roku na skutek zdetonowania 343 baryłek prochu. Ruiny odbudowano dopiero dwa wieki później i trzeba przyznać, że zamek robi ogromne wrażenie. Spacerowaliśmy po wszystkich komnatach zamku, zaglądaliśmy do kuchni i do sypialń, ale podziwialiśmy go również z baszt i rozlicznych zakamarków. Potężna machina obronna i … turystyczna!
Kolejnym punktem programu był Plockton. Nie miasto samo w sobie, a wycieczka statkiem Sula Mohr z Calumem McKenzie, który obiecał nam foki. I faktycznie dotrzymał słowa. Z autobusem Włochów mieliśmy okazję podziwiać te niezwykłe zwierzęta, a to wszystko z widokiem na wzgórza Cuilins na wyspie Skye. Foki urządziły fantastyczny spektakl, gdy jedna po drugiej - jakby na zawołanie - skakały (a właściwie staczały się) do wody. Teoretycznie Plockton leży nad Loch Karren, ale fauna wodna jest już iście morska. Foki, meduzy (w tym gigantyczne meduzy o czerwono pomarańczowym zabarwieniu, które ponoć mocno parzą), a czasem można spotkać delfina czy nawet morświna. Warto było czekać dwie godziny w tej małej mieścince, by doświadczyć takich cudów natury. Naturalnie, piwo, chips & fish bardzo nam w tym pomogło :)
Ok. 19.00 zameldowaliśmy się w naszym 'hobbitonie’, który okazał się być super apartamentem z widokiem na jezioro i góry. Żeby była jasność, ja wiedziałam co nas czeka, chłopcy nie. Przez ostatnich kilka dni żyli w przekonaniu, że będziemy mieszkać w maleńkiej chatce z drewna o wysokości 120 cm, bez toalety i z małym okrągłym okienkiem. Zobaczyć ich miny, bezcenne. Za pobyt zapłacę kartą Visa… E!! Tutaj akurat tylko gotówką. Ale i tak było warto :)
Dzisiejsze krajobrazy tylko, nie wspominając nawet tych z dni poprzednich, powodują, że zaczyna w nas kiełkować myśl o B&B w Szkocji, bo kraj jest obrzydliwie … bajeczny i fenomenalny!