Dziś zwiedzamy 'Isle of Skye', co w wymowie brzmi tak samo jak 'I love Skye'. I powinny to być synonimy, albowiem kto raz tu przejedzie, nigdy nie będzie chciał wyjeżdżać. I naprawdę nie musieliśmy dojeżdżać nawet do pierwszego punktu dzisiejszej podróży, albowiem krajobrazy dookoła i wzdłuż drogi zachwycały tak, że co i rusz chcieliśmy się zatrzymywać…
Dojechaliśmy jednak na półwysep Trotternish, a konkretnie w okolice masywu Quiraing, skąd rozpoczęliśmy 7km trekking. Plan był taki, by zacząć od trudnego wejścia pod Maoladh Mor, a potem już trawersować przez Fir Bhreugach, The Table, The Needle i The Prison, ale zrobiliśmy dokładnie odwrotnie. I w sumie na szczęście. Droga wiodła bardzo wąskimi trawersami, skąd rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na Zatokę Staffin. I mimo tego, że góry nie były wysokie, bo ok. 500-600 m, to jednak urwiska, tarasy, półki i zbocza potrafiły być dość strome i mrożące krew w moich (tylko) żyłach. Niezależnie od chwilowych trudności z postawieniem kolejnego kroku, byłam - a jestem pewna, że wszyscy byliśmy - zachwycona tym, co zobaczyły moje oczy, a co potem zapisało się w mojej duszy. 3,5 h w nogach wynagradzamy ciepłym psem, zwanym lokalnie hot dogiem, który smakuje najlepiej w towarzystwie puszki coca coli :)
Ruszamy dalej. Kolejny przystanek, to Corran Beach w Staffin, gdzie chcieliśmy znaleźć słynne odciski zauropodów sprzed milionów lat. Niestety, ze względu na dość wysoki poziom wody, znaleźliśmy jedynie przepiękną plażę, z ciemnym piskiem, najprawdopodobniej pochodzenia wulkanicznego. Rafałek niestety odchodził zawiedziony (ja zresztą też), ale może uda nam się przekonać Tatę, by wrócić tamtędy jutro wieczorem :)
Kilka kilometrów dalej i znów postój. Tym razem Kilt Rock. Przepiękne klify skalne ozdobione wodospadem, które powstały na skutek … aktywności wulkanicznej regionu. Wszystko fajnie, ale zaczęło mocno wiać, więc zachwycamy się tym krajobrazem tylko przez chwilę.
Old Man of Storr. Kolejny punkt dzisiejszej wycieczki. Tylko czemu nikt nam nie powiedział, że to będzie kolejny solidny trekking pod górę? Rafał jedzie na rezerwie paliwowej, Łukasza boli nadkręcona kostka i tylko ja mam dzień konia. Idzie mi się dobrze pod górę, ale naturalnie czekam na Młodego, by wsłuchać się w dźwięczne tony jego 'daleko jeszcze?’ W końcu dochodzimy do punktu widokowego, skąd rozpościera się fantastyczny widok na te formacje skalne. Storr ma 719 m wysokości i jest najwyższą skałą na półwyspie Trotternish, a do tego składa się z 24 warstw skał wulkanicznych i w tym kształcie zostały uformowane jakieś … 60 milionów lat temu.
A teraz do Portree, by coś zjeść. Tam niestety wbijamy się w porę 'już nie lunch, jeszcze nie kolacja’ i jesteśmy zmuszeni zjeść podane naprędce fish & chips, które konsumujemy przy wątpliwej czystości nabrzeżu. Portree nas nie zachwyca. Jest brudne, zatłoczone, śmierdzi rybami, ale najbardziej dlatego, że jesteśmy już potwornie zmęczeni i brak w nas chęci do eksplorowania architektury miasteczka. 33% procent, w dodatku, to, które nie jest kierowcą, to za mało, by przekonać resztę, by dać szansę temu miejscu …
Opuszczamy Portree i jedziemy w kierunku naszego tymczasowego domu. Po drodze jednak czeka na nas jeszcze most w Sligachan. Kamienny, łamany na podobieństwo Rialto w Wenecji, robi wrażenie. A największe robi wtedy, gdy wejdzie się po kamieniach na środek rwącej rzeki i sfotografuje się go na tle gór, które z wolna zaczyna przykrywać czarna, burzowa chmura.
Wracamy zmęczeni, ale mega szczęśliwi. Takie dni jak dziś nie powtórzą się szybko …