Dzisiaj znów zadziałało prawo Murphiego. Mogliśmy pospać, to Młody obudził się o 6.30. Na szczęście dziadek też już wstał, więc zaopiekował się Rafałkiem podczas gdy my jeszcze dospaliśmy tę godzinę. Potem zjedliśmy śniadanie i przed 10.00 zaczęliśmy zwiedzanie centralnej Szkocji.
Rozpoczęliśmy od Monumentu Williama Wallace, który zupełnie zasłużenie jest w Szkocji pierwszym z bohaterów, albowiem będąc kolejnym synem w rodzinie nawet nie szlacheckiej, bez prawa do dziedziczenia majątku i wykształcenia, poruszył Szkotów przeciwko angielskiemu uciemiężeniu. Monument jest imponujący. Ma formę wieży, a od widokowego tarasu dzieli nas 246 krętych i wąskich schodów. Warto na ten wejść, albowiem z góry rozciąga się piękna panorama miasta Stirling i okolic (w tym pola bitewnego z 1297 roku), choć przy dzisiejszej pogodzie nie zabawiliśmy tam zbyt długo.
Kolejnym punktem programu miał być zamek w Stirling, ale turystów w mieście było tak dużo, że nie mieliśmy szans na zaparkowanie, dlatego momentalnie zmieniliśmy plan i ruszyliśmy na zamek Doune. Bardzo chciałam go zobaczyć, albowiem zamek ten w pierwszym sezonie Gry o Tron zagrał rolę Winterfell.
Zamczysko masywne, z dobrze zachowanymi głównymi salami … i toaletą, dość dobrze się nadał do tego celu. Wyszłam ukontentowana.
Dalej pojechaliśmy jakieś 60 km do Killin, gdzie czekały na nas piękne kaskadowe wodospady na rzece Dochart. Zatrzymaliśmy się tam na chwilę, by wsłuchać się w szum wody spływającej po kamieniach, przespacerować się w okolice starego młyna, gdzie Rafałek spotkał wilka. Na szczęście nie miał czerwonego kapturka, więc pozostał dla wilka niezauważony.
W drodze powrotnej czekała na nas nieoczekiwana atrakcja w Lochearnhead, gdzie odbywały się Highland Games. Różne dyscypliny, międzynarodowi zawodnicy, choć największą uwagę przyciągali Szkoci w swoich kraciastych spódniczkach. A wszystko to w strugach deszczu i błocie. Z uśmiechem na ustach, że było nam dane poczuć tę wyjątkową atmosferę, odjechaliśmy dalej w kierunku Balquihidder.
W Balquhidder mieliśmy okazję zobaczyć grób rodziny MacGregorów, w którym spoczywa słynny Rob Roy, wraz z żoną i dwoma synami. Historia Rob Roya tak bardzo poruszyła Waltera Scotta, że postanowił napisać o nim książkę, na podstawie której nakręcono piękny film z Liam Neesonem i Jessicą Lange.
Później musieliśmy w końcu coś zjeść. Zatrzymaliśmy się w okolicy Calander na fish&chips i zupę pomidorową, co przywróciło nas do życia ;)
Końcowym punktem programu było Cambuskenneth Abbey, z którego zachowała się jedynie dzwonnica. Reszta to zaledwie ruiny fundamentów i zdjęcie, które pokazało jak obiekt wyglądał w przeszłości. Na terenie opactwa jest również mały cmentarz, na którym wiek grobów liczy się w setkach lat. Wśród nich grobowiec króla Jakuba III oraz Małgorzaty Duńskiej.
Dzień w sumie intensywny, więc po zakupach w Tesco, wracamy zmęczeni do domu :)