Szklaneczka whisky skończyła się o 4 nad ranem, gra w kalambury. Hasła typu czołg, focus czy trupia czaszka naprawdę przejdą do historii.
4 godziny snu i znów na nogach. Niespiesznie nam jednak dzisiaj opuszczać dom. Kolejne kawy mają nas podnieść, a kolejne wymyślane zadania mają opóźnić wyjście. Ostatecznie jednak około 15, wraz z Marcinami i Bożeną wyszliśmy na trekking na punkt widokowy w Ilulisat, który nota bene jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Pierwsza cześć trasy jest wprawdzie kładką dla emerytów, ale prowadzi do absolutnie przepięknego miejsca. Góry, tundra, a w tle czoło lądolodu. I to wszystko w promieniach słońca, które przedarło się zza chmur i nasyciło kolorami całą okolicę. Podczas spaceru mieliśmy okazję uczestniczyć w karmieniu grenlandzkich psów zaprzęgowych, co poprzedzone było takim skomleniem i szczekaniem, jakby były co najmniej żywcem obierane ze skóry. Każdy oddzielnie na łańcuchu, każdy z rybą w pysku w najodleglejszym zakątku, by móc samodzielne skonsumować posiłek. Blade oczy, gruba sierść i ostre zęby przywodzą na myśl wilkory z 'Gry o tron' i potrafią przyprawić o gęsia skórkę na plecach.
Z trekkingu wróciliśmy tak, by tylko przywdziać kolejną warstwę odzienia i wyruszyć na rejs po górach lodowych. Trzy godziny na górnym pokładzie w atmosferze fantastycznego zachodu słońca nad Ilulisat Isfjord, pływających na wyciągnięcie ręki wielorybów oraz kompozycji gór lodowych oraz zmrożonego Morza Arktycznego. Do tego krótka lekcja w zakresie powstawania lodu na Grenlandii, który topnieje w zaskakującym tempie, rosnącym wykładniczo w stosunku do upływającego czasu.
Wróciliśmy na bazę ok 23, a zatem w idealnym czasie na naleśniki. Proces ich smażenia został jednak przerwany przez zorzę, która niespodziewanie rozbłysła nad naszym tarasem. Przez ponad godzinę staliśmy na małym balkonie z rozstawionymi statywami, które zahaczały sie nogami, i próbowaliśmy robić zdjęcia. Tip od Marcina: wyłączyć autofocus, manual, ISO na 3200, najjaśniejsza lufa i około 3 sekundowy czas naświetlania.
To czego ja się dowiedziałam o zorzy, to to, że są to rozbłyski, które utrzymują się krótko. Teraz tu, za sekundę gdzie indziej, co sprawia, że zrobienie zdjęcia wcale nie jest łatwe. Mnie się udało połowicznie, ale i tak jestem z siebie zadowolona. Zmarznięci ze smakiem zjadamy naleśniki z bananem, truskawkami i borówkami i zapijamy herbatą. Jutro podejmiemy próbę podziwiania wschodu słońca ...