Geoblog.pl    fibaki    Podróże    Indie 2018    Taj Mahal / Puja w Mathurze
Zwiń mapę
2018
28
lut

Taj Mahal / Puja w Mathurze

 
Indie
Indie, Vrindāvan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5493 km
 
Skończyliśmy nasiadówkę wczoraj o północy, ale kulturalnie. W końcu znów jutro trzeba wstać przed świtem. Liczyłam na 5,5 godziny niezakłóconego snu. Niestety. Godzina 2.03 bzyczy komar. Godzina 4 również. Godzin 5.30 muezzin, niemalże do ucha, zaczął nawoływać wiernych do modlitwy. Koniec spania.

6.20 wychodzimy w kierunku Taj Mahal. Po 5 minutowym spacerze dochodzimy do gigantycznej kolejki, która rozwidla się na mężczyzn i kobiety. Ta druga jest dłuższa, więc szybko wysnułyśmy wniosek, że kobiety są bardziej ukulturalnione. Po około pół godziny przechodzimy magiczną bramkę, będąc wcześniej przeskanowanym i przeszukanym dogłębnie.

Taj Mahal. Oklepany i do znudzenia powielany na zdjęciach, wzniesiony przez Szahdżahana z dynastii Wielkich Mogołów, na pamiątkę przedwcześnie zmarłej, ukochanej żony Mumtaz Mahal. Obiekt ten nazywany jest największym dowodem miłości. Cały z białego marmuru, ozdobiony ręcznie wykonanymi ornamentami roślinnymi zrobionymi z kamieni szlachetnych, wzniesiony na jednolitym bloku z marmuru (nie wiem jak go przetransportowano!), niemal w nienaruszonej formie przetrwał ponad 400 lat. Robi takie wrażenie, że mnie brak słów, by opisać emocje, które odczuwałam stojąc i patrząc na ten ogrom uczuć. Ludzi co niemiara, właściwie bez szans na zdjęcie w samotności. Do wnętrza tłum ludzi w dwóch kolejkach, hinduskiej i zagranicznej. Gubimy się stamtąd ok. 9.00.

W drodze powrotnej przysiadamy się do Joasi, która kontempluje uliczne życie sącząc ponoć dobrą kawę. Ja zamawiam zieloną herbatę i latte dla Fibaka i zatapiamy się w rozmowie. Po chwili dołączają kolejne osoby, Mirka i Kasia, Marcin i Marek. Ok. 10.00 idziemy na śniadanie. Samymi emocjami żyć przecież nie możemy. Jajecznica tudzież naleśniki z bananami dobrze nam robią.

W samo południe, które najlepiej wydobywa aromat pobliskich rynsztoków, wsiadamy do riksz i odjeżdżamy w kierunku prowizorycznego przystanku, skąd busik zabiera nas w dalszą podróż do Vrindawan, koło Mathury.

2 butelki whisky później, co przekłada się na jakieś 2 godzinki (bez uwzględniania pit stopu po colę) docieramy na miejsce. Hotel nas miło zaskakuje. Kasia potrafi budować minimalne oczekiwania, by potem dać nam lokum z górnej półki. Z przyjemnością zamieszkamy tu przez kolejne 4 dni i noce.

Ok. 15.00 zbiórka. Rikszami wracamy do Mathury, gdzie chcemy wziąć udział w ceremonii Puja, czyli hinduistycznym obrzędzie religijnym z okresu hinduizmu puranicznego, w trakcie którego bóstwu Visznu złożono ofiarę. Zanim tam jednak docieramy, nasz kierowca gubi się na prostej i dopiero po 30 minutach docieramy do drugiej grupy. W międzyczasie zmieniamy środek lokomocji, gdzie jest mniej miejsc niż osób, w efekcie czego ląduję na kolanach Łukasza, a jeden pośladek ląduje poza obrysem rikszy, ku uciesze mijającego na miliona osób. Ale udaje się. Odnajdujemy się. Dalej już razem spacerujemy wąskimi uliczkami Mathury, znanej z tego, że turyści zaglądają tu z rzadka.
Sam rytuał oglądamy z łódki stojącej tuż przy brzegu, widzimy zatem dokładnie poziom ekstazy budującej się u uczestników i braminów. Wcześniej ci sami ludzie dokonują obrządku oczyszczenia, którego wspólnym elementem jest rzeka. Kąpią się w niej, myją stopy, rzucają jedzenie lub ją piją. To ostatnie budzi we mnie zdrowotny sprzeciw. Tam jest przecież cała tablica Mendelejewa plus na pewno nieodkryte jeszcze pierwiastki.

Po zakończeniu, próbujemy przedostać się przez te same wąskie uliczki, które stają się jeszcze węższa bo zatłoczone przez wszystko. Samochody, skutery, riksze, rowery, ludzi. Hindusi, najwyraźniej oczyszczeni Pują, mogą znów grzeszyć, bo rzadko powstrzymują się o tych przypadkowych dotknięć w okolicach pośladków, ud czy biustu. Jak to określiła nasza przewodniczka Kasia, trzeba sobie przesunąć granice akceptacji. Ciężko, ale nie da się w mordę każdemu facetowi...

Po kolacji, która dla niektórych była pierwszym posiłkiem po śniadaniu, zaczynamy zajęcia ZPT. Dobas zaprosił wszystkich do naszego pokoju, a więc wszyscy znoszą co mają: torebki foliowe, taśmy klejące, stręczeń, nożyczki, whisky. Na milion sposobów i patentów próbujemy zabezpieczyć nasze aparaty przed jutrzejszym wydarzeniem. Ciężkie zadanie, bo nie każdy pomysł okazał się być trafiony, dlatego kończymy dopiero ok. 1 w nocy, mając nadzieję, na 6 godzin niczym nie zmąconego snu...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
BPE
BPE - 2018-02-28 08:00
piękne, "oklepane", ale i tak chciałabym to kiedyś zobaczyć ......
 
 
fibaki
Fibaki
Malgosia i Lukasz
zwiedzili 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 288 wpisów288 292 komentarze292 2924 zdjęcia2924 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
 
25.02.2018 - 05.03.2018