Geoblog.pl    fibaki    Podróże    Indie 2018    Kolorowy proszek i selfie ...
Zwiń mapę
2018
01
mar

Kolorowy proszek i selfie ...

 
Indie
Indie, Vrindāvan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5493 km
 
Pobudka 07.00. Jest dobrze, bo codziennie wstajemy coraz później :) Szybkie śniadanie, które zamówiliśmy już na kolację, i jedziemy do jakieś ważnej świątyni we Vrindawanie, gdzie pomału zaczyna się już festiwal Holi.

Po bokach wąskiej dróżki rozstawione kramy z kolorowym proszkiem. Duża część z nich już za niedługo wyląduje na nas wszystkich. Zostawiamy obuwie w domu naszego kolejnego przewodnika, który jakimś cudem (albo i nie!) organizuje nam wejście na balkon w świątyni. Przez pół godziny mamy świątynię niemal dla siebie i do woli możemy fotografować rozentuzjazmowany tłum obrzucających się tonami kolorowego proszku. Poziom ekstazy sięga zenitu. Pół godziny jednak mija szybko i odziany z mundur ze sznurem pan kijem nakazuje nam schodzić na dół. W drodze powrotnej widzimy kolejkę oczekujących do wejścia na balkon. Atrakcja zatem niezbyt ekskluzywna.

Schodzimy. Celem brama numer 5, ale kierunek poruszania był tylko jeden. Ten w którym pchał cię zmasowany tłum. Idąc gęsiego i trzymając się nawzajem za troczki i tak się gubimy. Przez kilka sekund doznałam ataku paniki, kiedy nie widzę nikogo poza dziesiątkami przyglądających mi się bacznie Hindusów. Ani Łukasza ani Mirki, ani Joasi, ani Marcina. Na szczęście to były sekundy. Wypatrzyłam białe choć kolorowe twarze i podeszłam do miejsca, w którym wszyscy stali. A stali niemal po kostki w brei, w której zapewne były całe Indie.
Szybko się stamtąd ewakuowaliśmy, uznając, że wnętrze świątyni będzie lepszym schronieniem. Nie nudziliśmy się tam stając się atrakcją turystyczną dla miejscowych. Ilość selfie przed południem porażała, a dzień się dopiero zaczynał. Kolorowe farbki, które lądowały na naszych twarzach, nakładane z wyjątkową delikatnością lub wrzucane z siłą pocisku karabinu maszynowego, były doznaniem ekstatycznym. Breja, którą nas polewano, mniej. Pół biedy jeśli lądowała na ubraniach, gorzej gdy strzał łapał kogoś w pół słowa.

O 10.00 odjeżdżamy z Mirką, Joasią i Marcinem do hotelu. Zanim jednak riksza dowiozła nas do hotelu, wyrzucono na nas cały worek żółtego proszku, a potem dosypywano co popadło. O wiadrach wodopodobnego płynu zawierającego z pewnością farbę wylewanych na nas bezpośrednio nie wspominam. Z radością dotarliśmy do hotelu i na dwie godziny zanurzyliśmy się w zimnym piwie i gorącym prysznicu.

Po lunchu pojechaliśmy rikszami na przejażdżkę po mieście obserwować przygotowania do wieczornych obrządków związanych z pożegnaniem zimy i przywitaniem wiosny. W całym mieście o różnych porach miały zapłonąć stosy, niczym nasze marzanny. Następnie była świątynia Prem Mandir, czyli świątynia miłości. Miejsce kapiące kiczem dekoracji, ale bardzo interesujące architektonicznie. Obeszliśmy obiekt, zwiedziliśmy jego środek, ulegliśmy religijnemu uniesieniu, a przede wszystkim zrobiliśmy milion selfie z lokalesami. Zrealizowaliśmy również „projekt selfie”, gdzie Marcin Dobas przez kolejnych kilka minut robił time lapsy, a my z Bożeną rozdawałyśmy selfie. Projekt się zakończył, gdy wokół nas zrobiło się czarno, a aparat Marcina już nie rejestrował naszych postaci. Grzecznie podziękowałyśmy kolejnym czekającym w kolejce i odnalazłyśmy schronienie w świątyni, gdzie nie można robić zdjęć.

Obejrzawszy świątynię, wróciliśmy do hotelu na kolejną chwilę relaksu po tych męczących celebryckich obowiązkach. Ok. 20.00 wyszliśmy na spalenie Marzanny. Przed rozpaleniem stosu, kilku braminów odmówiło modlitwę i złożyło ofiary, by w końcu odpalić. Stos zapłonął momentalnie, a ludzki tłum rozpoczął ekstatyczny bieg wokół niego, zwiększając jedynie odległość do niego, gdyż żar bił niemiłosierny. Niektórym zapłonęły od niego włosy.

Emocje dzisiejszego dnia, zwłaszcza te poranne i miliony selfie, zmęczyły nas do tego stopnia, że po kolacji rozeszliśmy się do zadań w podgrupach dając sobie czas na odpoczynek i regenerację.


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
My
My - 2018-03-01 12:11
Cudownie kolorowe zdjęcia, kipiące radością. Małgosiu Twoje nadaje się do powiększenia i rozdawnictwa - SUPER
 
Ana
Ana - 2018-03-02 02:18
Koniecznie przynieście trochę tych kolorów do szarej zimnej Warszawy! Cudownie patrzeć na Wasze rozradowane buziaki
 
 
fibaki
Fibaki
Malgosia i Lukasz
zwiedzili 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 288 wpisów288 292 komentarze292 2924 zdjęcia2924 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
 
25.02.2018 - 05.03.2018